sobota, 15 listopada 2014

"Rozpalić wspomnienia" Rozdział 1

[Dzieło inspirowane filmami Marvela – głównie Kapitan Ameryka (pierwsza, druga część) i częściowo Avengers, jednak wydarzenia dzieją się po drugiej części KA i też miejscami znaczenie dawniej. Miks "faktów" z filmów, nieco inspiracji również z przeczytanych tu i ówdzie informacji z komiksów, ale głównie własna inwencja twórcza, jeśli idzie o główne postacie i fabułę. Dla osób całkowicie niezorientowanych w świecie Marvelowskich bohaterów na sam początek mały "słowniczek", by się nie czuli zagubieni. Teraz najważniejsze informacje, jeśli w dalszych fragmentach pojawiać będzie się coś nowego, wtedy przed nimi również zamieszczę takie wyjaśnienia. Mam nadzieję, że będzie to pomocne :) I jeszcze jedna kwestia organizacyjna – cały fick podzielony będzie na trzy duże, obszerne rozdziały "części", jednak numery rozdziałów będą szły cały czas po kolei. Odnośnie tytułu też miałam sporo rozterek, ale póki co zostawiam ten, mam nadzieję, że nie tchnie zbytnim kiczem ;p
Pojęcia:
TARCZA – amerykańska agencja wywiadowcza, trzymająca pieczę nad projektem Mścicieli, aktualnie dowodzona przez Nicka Fury'ego.
HYDRA – nazistowska organizacja przestępcza powstała podczas II wojny światowej, zniszczona pozornie przez Kapitana, tak naprawdę przetrwała w TARCZY. Została jednak rozpracowana i ujawniona. 
Kapitan Ameryka – Steve Rogers, pierwszy superbohater na ziemi; w dzieciństwie chuderlawy, chorujący chłopiec o ogromnym poczuciu honoru, po werbunku do wojska zostaje zauważony przez naukowca, który potem czyni z niego nadludzko silnego, sprawnego żołnierza. Staje się amerykańskim bohaterem II wojny światowej, podczas której rzekomo ginie w mroźnych wodach Atlantyku. Kilkadziesiąt lat później zostaje odnaleziony w bryle lodu i "przywrócony" do życia. 
Sokół – Sam Wilson, wojskowy pilot wytrenowany w posługiwaniu się specjalnym "plecakiem" odrzutowym ze skrzydłami jak u ptaka, dołącza do Kapitana podczas zdarzeń drugiej części filmu, gdy Steve i Natasha są ścigani. 
Czarna Wdowa – Natasha Romanoff – dawna agentka sowiecka, superszpieg, aktualnie po stronie TARCZY.
Nick Fury- został "zabity" przez Zimowego Żołnierza na rozkaz dawnego dowódcy TARCZY, który w rzeczywistości kierował też HYDRĄ. Przeżył jednak i przejął pieczę nad organizacją wywiadowczą, o czym wiedzą tylko nieliczni (ostatnie to akurat moja inwencja, na potrzeby ficka).
Zimowy Żołnierz – James "Bucky" Buchanan Barnes, najlepszy przyjaciel Steve'a od dziecka, razem walczyli na froncie, należał również do grupy ściśle współpracującej z Kapitanem. Podczas jednej misji wypadł z pędzącego pociągu z ogromnej wysokości – dla wszystkich był stracony, jednak jak się okazało, przeżył dzięki HYDRZE, która odnalazła go i wcieliła w swoje szeregi. Stał się ich najlepszym, zawodowym zabójcą, przetrzymywanym w kriokomorze między misjami, by się nie zestarzał, często poddawany praniu mózgu – czyszczeniu wspomnień. Zawsze jednak zachowywał trzeźwe myślenie i część siebie, by dobrze wykonywać misje, którymi często dowodził.
Wszystkich, których nie zniechęcił ten wstęp, zapraszam serdecznie do czytania i wyrażania opinii ^^]

Rozpalić wspomnienia

Rozdział 1

    - Sprawy uległy znacznym zmianom, wiesz o tym, Kapitanie. Potrzebujemy więcej zaufanych ludzi - musicie ją przekonać i do nas sprowadzić…
    - I mam rozumieć, że ty jej ufasz, Fury?
    - Na tyle, na ile mogę, tak. Jak myślisz, dlaczego wysyłam tam was? Jest po naszej stronie dłużej niż twój dawny przyjaciel, w dodatku zna go lepiej od któregokolwiek z nas. W tym wypadku prawdopodobnie lepiej nawet od ciebie, Rogers.

~***~

    Aktualnie szerzej znany jako Kapitan Ameryka Steve Rogers już któryś raz z rzędu zastanawiał się, czy rzeczywiście powinien się wtedy zgodzić na tę specyficzną misję. Był żołnierzem, nie dyplomatą, i miał wątpliwości, czy Fury dobrze zrobił, wybierając go do tego zadania. Na szczęście na miejscu obok siedział całkiem rozluźniony Sokół, nucąc pod nosem słowa piosenki wydobywającej się z radia i wystukując palcami rytm na desce rozdzielczej. Nie miał najmniejszego problemu w zaakceptowaniu celu ich misji i zgodził się na udział w niej właściwie bez zadawania problematycznych pytań.
    - Wyluzuj, Kapitanie, mamy tylko przekazać jej wezwanie od Fury’ego. Skoro jest po naszej stronie, to nie powinniśmy mieć z tym żadnych kłopotów – przerwał, jakby zastanawiając się nad czymś, co wcześniej umknęło jego uwadze – chyba że postanowi nas zabić, zanim zdołamy się zbliżyć. Wtedy możemy mieć problem.
    Steve parsknął cichym śmiechem, choć słowa kumpla wcale nie poprawiły mu humoru. Oczywiście zostali zapoznani z podstawowymi wiadomości na temat ich „celu” – Eny Sinatri, zawodowej zabójczyni, która kilka lat wcześniej ze strony HYDRY przeszła do TARCZY i podlegała bezpośrednio Nickowi Fury’emu.  Naturalnie nikt o tym nie wiedział – gdy Fury przekazał im radosną nowinę, musieli odbyć naprawdę długą rozmowę, zanim przekonał ich, że pomoc Eny była niezbędna. Dla Rogersa jeszcze jeden fakt okazał się bardzo istotny – znała Bucky’ego, gdy służył HYDRZE.
    To właśnie sprowadziło go do sytuacji, w której aktualnie się znaleźli, jadąc na spotkanie prawdopodobnie najniebezpieczniejszej zabójczyni, jaka stąpała po tej części globu. Niezbyt pocieszająca myśl.
    - Zastanów się tylko, Sam – odezwał się po chwili, stwierdzając, że może dać upust swym obawom w obecności kogoś, kto potrafił go zrozumieć – co jeśli nie będzie chciała nas wysłuchać? Nie bardzo uśmiecha mi się z nią walczyć.
    - Problem z uderzeniem dziewczyny, co, Kapitanie? – stwierdził nieco zaczepnie Sokół, jednak dojrzawszy spojrzenie z ukosa, jakie posłał mu Steve, westchnął cicho. – Jeśli Fury mówił prawdę, powinna wiedzieć, kim jesteśmy, a co za tym idzie, że trzymamy dobrą stronę.
    - Ale mimo wszystko powinniśmy być w gotowości.
    - Dlatego ty dowodzisz, Steve. – Wilson uśmiechnął się pokrzepiająca, co Kapitan odwzajemnił niemrawo, nadal dręczony wątpliwościami.
    Wiele się działo przez ostatnie miesiące. Zobaczenie na własne oczy, że przyjaciel zmarły lata temu, jednak okazał się całkiem żywy, wcale nie było łatwym doświadczeniem. Zwłaszcza, gdy w tym samym czasie próbował go zabić. W końcu jednak zjawił się u wejścia nowej, tajnej kryjówki TARCZY, bez większego wyjaśnienia, a z mglistym pojęciem tego, kim był. Rozpoznał jednak w Kapitanie przyjaciela z dawnych lat i jemu całkowicie to wystarczyło. Za to Fury ciągle miał podstawy, by pozostać podejrzliwym, więc aktualnie dawny Zimowy Żołnierz znajdował się pod całkowitym nadzorem. Kolejny z powodów, przez które tłukli się pół dnia, by sprowadzić do bazy nowego członka załogi. Enę, która podobno mogła pomóc im dotrzeć do zamkniętego w sobie Bucky’ego.
    Po kolejnej godzinie jazdy opustoszałą drogą dotarli na miejsce. Niewielki, podobny do reszty domów na przedmieściu budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym. Jednopiętrowy, z zadbanym ogródkiem, o pomalowanych na ciemny brąz ścianach i drewnianych drzwiach wychodzących na ganek, do którego prowadziły niskie schody. W oknach mogli zobaczyć grube, ciemne zasłony i mnóstwo roślinności, jakby domownik posiadał zamiłowanie do ogrodnictwa. Wydało się to nieco dziwne, zważywszy na fakt, że stanęli pod miejscem zamieszkania niebezpiecznej zabójczyni.
    - Tobie też to wydaje się dość podejrzane? – zapytał druha Kapitan, uważnie studiując wzrokiem drewniany ganek i całą fasadę domostwa.
    Sokół robił dokładnie to samo przez dłuższą chwilę, aż w końcu wzruszył ramionami.
    - Może trochę, ale jakby nie patrzeć, ona też jest człowiekiem – stwierdził, wymieniając jeszcze porozumiewawcze spojrzenie z Rogersem, który zaraz potem zarządził:
    - Dobra, chodźmy się przekonać, czy już na nas czeka.
    Wysiadł z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zaraz za nim podążył Wilson.
    - Jeśli chciałeś być zabawny, to ci nie wyszło – dodał jeszcze, na co Kapitan tylko pokręcił głową.
    Ramię w ramię weszli na ganek, podchodząc do wejścia jak zwykli goście, którzy przyszli w odwiedziny do dobrej znajomej. Oczywiście pomijając dość osobliwie wyglądająca tarczę trzymaną przez jednego z nich.
    Steve podniósł dłoń, naciskając dzwonek, i do ich uszu dobiegł przyjemny dźwięk dzwoneczków, wygrywających nieznaną melodię. W napięciu czekali, aż ucichnie, a za drzwiami usłyszą kroki, jednak nic takiego nie nastąpiło. Zupełnie jakby dom stał całkowicie pusty.
    Zerknęli na siebie, od razu czując, że coś jest nie tak. Wilson sięgnął ostrożnie do broni umieszczonej w kaburze pod kurtką, Kapitan przesunął się bliżej wejścia i chwycił za mosiężną klamkę. Nacisnąwszy na nią, oczekiwał oporu, ale drzwi ustąpiły z delikatnym skrzypnięciem dawno nieoliwionych zawiasów, ukazując gustownie urządzone wnętrze korytarza. Światło dnia wlało się do środka, uwydatniając szczegóły wystroju – jasne panele na podłodze, beżowy odcień ścian i kontrastujące meble z ciemniejszego drewna wraz z kilkoma malowidłami wiszącymi tu i ówdzie. Wszystko wyglądało jak w zwyczajnym domostwie, nawet na wieszaku wisiało parę okryć wierzchnich, a pod nimi w rządku stało kilka par butów.
    Ostrożnie stawiając kroki, weszli do domu. Kapitan gotów w każdej chwili do użycia tarczy, Sokół z bronią w dłoni, oboje uważnie rozglądając się w poszukiwaniu śladu mieszkanki. Rozdzielili się w miejscu, gdzie z korytarza przejście prowadziło do kuchni. Wilson wkroczył do pomieszczenia urządzonego bardzo nowocześnie, ale z odpowiednim wyczuciem, jakie posiadały tylko kobiety. Przeszedł na drugą stronę, do kolejnego przejścia prowadzącego do salonu, w którym stał również nieco zdezorientowany Steve. Zaciskając wargi w niezadowoleniu, postąpił kilka kroków do środka pokoju dziennego. Wtedy zatrzymało go uczucie czegoś zimnego i ostrego na gardle. Idealnie w miejscu, gdzie pod skórą znajdowała się tętnica szyjna.
    - Kapitanie – mruknął cicho, obawiając się, że w każdej chwili napastnik pociągnie za ostrze i będzie po nim. Nic takiego nie nastąpiło, a Steve odwrócił się zaalarmowany przytłumionym tonem jego głosu. Szok tylko na chwilę zabłysnął w jasnych oczach mężczyzny, jednak tyle wystarczyło, by Wilson zrozumiał – natrafili na ich zabójczynię.
    - Rusz się, Rogers, a twój znajomy zaraz wyląduje na ziemi z podciętym gardłem – rozbrzmiał chłodny, dość niski kobiecy głos zza pleców Sokoła.
    - Jesteśmy po tej samej stronie, Eno – zaczął Kapitan, ostrożnie ważąc słowa, jednak nie ruszył się z miejsca.
    - Czyżby? Niby dlaczego miałabym ci uwierzyć?
    - Przysłał nas Fury – powiedział spokojnie, czując się dość niekomfortowo, gdy mówił do osoby niemal całej ukrytej za plecami Wilsona. Ignorując to, mówił dalej: - Sam fakt, że znamy twoje imię, chyba powinien stanowić dowód.
    Choć wiedział, że był to raczej kiepski argument, zawsze warto było spróbować.
    - Słabo ci idzie, Steve – odezwał się Sokół, czym zasłużył sobie na niezadowolone spojrzenie ze strony druha. Ku zdziwieniu ich obu, kobieta parsknęła cichym śmiechem, a ostrze zniknęło z gardła Wilsona równie niespodziewanie, jak gdy się tam znalazło.
    - Sami w sobie stanowicie lepszy dowód – stwierdziła z lekkim rozbawieniem. Kiedy Sam w końcu mógł swobodnie się odwrócić, stanęli twarzą w twarz z Eną Sinatri, dzierżącą w dłoni szerokie ostrze lekko zakrzywionego sztyletu.
    Musieli przyznać sami przed sobą, że choć nie wiedząc, czego się spodziewać – gdyż Fury nie posiadał żadnych jej zdjęć – wygląd zabójczyni zrobił na nich wrażenie. Była dość wysoka jak na kobietę, a na pewno zdecydowanie wyższa od Natashy, ubrana w zwyczajne, ciemne dżinsy i czarną bokserkę, które podkreślały krzywizny wysportowanego, silnego ciała. Twarz o ostrych rysach i wysokich kościach policzkowych posiadała w sobie pewien urok, zwłaszcza dzięki pełnym, choć niewielkim wargom oraz bardzo bladej cerze, z którą kontrastowały ciemnokasztanowe włosy wijące się grubymi lokami aż do szerokich, miękko zaokrąglonych bioder. Przy bliższym przyjrzeniu się pewnie dojrzeliby kilka piegów na prostym, nieco zadartym nosie, jednak pewna inna charakterystyczna cecha przykuła ich uwagę.
    Oczy. Duże, w kształcie migdałów, o lekko uniesionych zewnętrznych kącikach i okolone ciemnymi rzęsami – każde w innym odcieniu. Lewe o barwie zbliżonej do tej gęstych kosmyków, ciemno-brązowe z jaśniejszymi plamkami; prawe w kolorze płynnego miodu lub słodkiego karmelu, zależnie od oświetlenia. Miała twarde, zdecydowane spojrzenie, w którym nie pozostał ślad poprzedniego uśmiechu, mimo że ten wciąż widniał na jej wargach. Spojrzenie zabójcy, nigdy nie przestające kalkulować otoczenia.
    Ena zmierzyła ich oceniającym wzrokiem, jakby nie zdążyła tego zrobić wcześniej, po czym padło wyczekiwane pytanie:
    - Po co Fury was przysłał?
    Kapitan odetchnął bezgłośnie, zbierając myśli, by odpowiednio przedstawić całą istotę dość skomplikowanej w gruncie rzeczy sytuacji.
    - Staramy się wyłapać wszystkich pozostałych członków HYDRY, a jak pewnie się orientujesz, szeregi TARCZY zostały mocno uszczuplone, więc potrzebujemy każdej możliwej pomocy – zaczął powoli, jednak ciemnowłosa uniosła brew, dając mu do zrozumienia, iż wyczekuje nadal niewypowiedzianego na głos, głównego powodu, więc przeszedł do sedna: - Fury twierdzi, że znałaś dobrze Bucky’ego.
    Na twarzy Eny odmalowała się niewielka doza zdziwienia.
    - Bucky’ego? – powtórzyła głucho.
    - No, tak, James Buchanan Barnes – wyjaśnił Kapitan lekko zmieszany, wymieniając spojrzenie z Wilsonem.
    - Nie znam nikogo takiego – odpowiedziała chłodno, teraz przyglądając się gościom z większą podejrzliwością niż chwilę wcześniej. Sokół pierwszy zrozumiał.
    - A kojarzysz może gościa zwanego potocznie Zimowym Żołnierzem? Wiesz, metalowa ręka, na niej czerwona gwiazda…
    - Tak. Wiem, kto to jest – przerwała mu, marszczą brwi, aż na jej czole pojawiła się delikatna, pionowa zmarszczka. Sama nie wiedząc czemu, dodała: – Pracowaliśmy razem przy niektórych zadaniach.
    Wtedy Kapitan również pojął, że skoro sam Bucky nie znał własnej osobowości, mogła ona również być ukrywana przed wszystkimi jego współpracownikami. Pewnie w szczególności tymi najbliższymi, do których według Nicka zaliczała się stojącą przed nimi kobieta. Tylko dlaczego wydawało mu się, że niepotrzebnie próbowała wyjaśnić rodzaj relacji między nimi? Miał dziwne wrażenie, jakby coś ukrywała.
    - Podobno łączyło was więcej niż tylko wspólne misje – powiedział, odwzajemniając uważne spojrzenie ciemnowłosej, choć dwukolorowe tęczówki nadal nieco go peszyły.
    Cień przemknął przez jej oczy, jednak na twarzy nie odmalowała się żadna emocja. Zignorowała ostatnie słowa Kapitana.
    - Czemu mnie o niego pytacie? Nie widziałam go od kilku lat.
    - Tak się składa, że niedawno przeszedł na naszą stronę – odpowiedział Sokół, wzruszając ramionami.
    Na krótką chwilę widocznie znieruchomiała, jakby naprawdę zaskoczyła ją ta wiadomości, po czym rozbawiony uśmiech rozciągnął pełne wargi. Mimo tego, Kapitan dojrzał w dwukolorowych oczach błysk jakiejś smutniejszej emocji, gdy w końcu ujawniła, że wie znacznie więcej, niż wcześniej dała do zrozumienia. Przeczucie go nie zmyliło.
    - Zaczął sobie przypominać, co? A już myślałam, że do końca wyprali mu mózg – mruknęła nieco sarkastycznie, kręcąc głową do własnych myśli. Nie patrzyła na dwóch gości, nie chcąc, by ujrzeli, co kryło się w spojrzeniu.
    - Czyli kłamałaś. Od samego początku wiedziałaś, o kim mówiliśmy, ale to ukryłaś. Dlaczego? – zażądał głosem godnym dowódcy Rogers. Gdy w końcu napotkał jej wzrok, nie mógł z niego nic wyczytać.
    - Czasem lepiej nie odkrywać kart zbyt szybko – odrzekła dość lakonicznie, po czym założyła dłonie na biuście. Sztylet błysnął w świetle padającym przez odsłonięte okna, przypominając, z kim mieli do czynienia.
    - Chwila – odezwał się nieoczekiwanie Sokół, mierząc Enę podejrzliwym, ale zaciekawionym spojrzeniem. – To w końcu co było między tobą i Buckym?
    Tajemniczy, nieco rozbawiony uśmiech rozciągnął pełne wargi, gdy ujrzała w oczach gości szczere zainteresowanie, które niekoniecznie starali się ukryć. Mężczyźni.
    - Chyba za mało się znamy, żebym od razu opowiadała wam o moim życiu intymnym – stwierdziła z lekkim przekąsem, sprawiając, że brwi obu panów uniosły się wysoko w górę. Niestety, Ena nie dała im szansy na bardziej szczegółowe pytania. – Dobrze, chłopcy, dość o mnie. Po co dokładnie Fury was przysłał, hmm? Chce bym została nową niańką? Z góry uprzedzam, nie nadaję się do tej roboty.
    Kapitan pokręcił głową, nie zdoławszy powstrzymać uśmiechu, który zdradliwie wpełzł na jego twarz. Powstrzymał się jednak od stwierdzenia, że słowa ciemnowłosej przypomniały mu o pewnym zarozumiałym milionerze w metalowej zbroi. Zamiast tego odrzekł:    
    - Nie do końca. – Uniosła brwi, cierpliwie czekając na dalszą część. – Sprawa jest delikatniejsza, niż mogłoby się wydawać.
    - Oczywiście – powiedziała, jakby był to fakt niepodważalny. – Wskoczyłeś nagle w środek jego dotąd uporządkowanego życia i nagle zaczęło mu się walić na głowę, a wszystko, co uważał za prawdziwe, okazało się kłamstwem. Nie zdziwię się, jeśli zaraz mi powiesz, że nie jest zbyt skory do współpracy.
    Rogers otworzył usta z zamiarem zaprotestowania, jednak szybko je zamknął, zdawszy sobie sprawę, że dokładnie to chciał powiedzieć. Sokół, zauważając minę druha, parsknął cichym śmiechem, a kąciki warg Eny drgnęły lekko ku górze. Steve w końcu zrezygnował z próby zaprzeczenia i spojrzał na zabójczynię poważnie, od razu dostrzegając zmianę w jej oczach. Zdecydowanie była osobą pełną niespodzianek.
    - Pomożesz nam? – zapytał po prostu, jako że nie widział sensu w dalszym przedłużaniu. Odpowiedź nadeszła nader szybko.
    - Dajcie mi dwadzieścia minut – poprosiła, obracając się i kierując do schodów prowadzących na piętro domu. – Muszę spakować parę rzeczy i zaraz do was dołączę.
    Kapitan skinął głową na znak, że zrozumiał, po czym wymienił z Wilsonem porozumiewawcze spojrzenia. Oboje nie mieli pojęcia, czego powinni się spodziewać i to zdecydowanie im nie odpowiadało.
    - Jak myślisz, możemy jej ufać? – odezwał się po chwili Sokół, gdy razem wychodzili z domu na zalany południowym słońcem ganek.
    - Raczej nie mamy wyjścia – powiedział, w głowie nadal odtwarzając wyraz tych dwukolorowych tęczówek, gdy zapytał o pomoc. Nie mógł z nich nic wyczytać, a jednak potrafił rozpoznać, w którym momencie nastąpiła pewna subtelna zmiana. Już prawie nie miał wątpliwości, że jednak Enie Sinatri zależało. Mimo to nie mógł być do końca pewien jej zamiarów i motywów, wspominając, jak twarde potrafiła mieć spojrzenie.
    Przystanęli przy czarnym SUVie, którym się tutaj dostali. Teraz pozostało im tylko zaczekać na zabójczynię i dowieźć ją bezpiecznie do bazy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz