poniedziałek, 11 maja 2015

"Rozpalić wspomnienia" Rozdział 4

[Dawno mnie tu nie było, oj dawno. Wiele się działo, niezły blok pisarski po drodze się zdarzył, ale wracam do staroci i również tego ficka, więc chyba warto znów ożywić bloga. Zmieniłam oznaczenie w tytułach fragmentów, mam nadzieję, że jest teraz ciut bardziej czytelne.
 Ten fragment jest jeszcze "stary", choć trochę zmieniony - wiem też, że wielu może treść zaskoczyć. Hehe, na to liczę. Dużo wyjaśnień i bardzo długo. Potem zostanie króciutka końcówka tego rozdziału i zacznę wrzucać fragmenty następnego, w którym więcej jeszcze wyjaśnień, wspomnień i początek ważniejszej akcji. Przynajmniej taki jest plan... Możliwe że końcówkę tego i początek następnego wrzucę na raz/w jeden dzień, się okaże.
 Jestem po maratonie, to i trochę weny wróciło - oby zaowocowało. Zapraszam do czytania! ^^]

Rozpalić wspomnienia

Rozdział 4



    Sala przeznaczona do treningów bardzo przypominała te w klubach bokserskich – jedna ściana cała wyłożona lustrami, przed nią sporo miejsca i rozłożone maty, przy prostopadłych do niej, dwóch równoległych ścianach ustawione sprzęty do ćwiczeń, a po środku na podwyższeniu prosty ring do sparingów. Wszystko nowe i zadbane, raj dla maniaków gimnastyki, siłowni czy walki wręcz.
    Ena właśnie rozciągała się przed lustrami, na oku mając drzwi w przeciwległej ścianie, nieco po lewej za jej plecami. Myśli swobodnie krążyły po głowie zabójczyni, często przejawiając tendencję powracania do wydarzeń nocy lub zgoła innej kwestii. Po drugiej stronie sali znajdowało się miejsce na doskonalenie rzutów nożami, jednak podejrzewała, że w bazie nie znajduje się nikt zaznajomiony ze sztuką władania mieczem na tyle, by móc z nią trenować coś więcej prócz celności. Lekkie westchnienie opuściło jej wargi, kiedy oparła dłonie na chłodnych panelach – aktualnie maty zostały ułożone na uboczu, odsłaniając drewnianą podłogę – po czym pozwoliła swoim nogom z niewielkiego rozkroku rozsunąć się do pełnego szpagatu.
     Tego potrzebowała. Porządnego rozciągnięcia wszystkich mięśni, które rozgrzewała przez ostatnie pół godziny, odkąd zerwała się z łóżka o bladym świcie. Odsunęła z twarzy kilka luźnych kosmyków, na tyle krótkich, by wymknęły się z ciasno zaplecionego warkocza. Przez chwilę przyglądała się sobie w lustrze. Nadal czasami dziwiła się, jak bardzo upływ czasu był jej ciału obojętny, jakby zatrzymało się w czasie. Dwubarwne tęczówki śledziły zabójczynię z odbicia; w tak ciepłych odcieniach brązu i złota wydawały się równocześnie tak bardzo zimne, zmęczone…
    Dźwięk otwieranych drzwi odwrócił uwagę Eny od lustra na wchodzącą do sali postać. Przyszedł przed czasem, zapewne sądząc, że będzie pierwszy, jednak nawet jeśli tak myślał, nie dał po sobie poznać, by jej obecność jakkolwiek go zaskoczyła. Dzielił ich od siebie sporych rozmiarów ring. Miałaby wystarczająco dużo czasu, żeby się pozbierać, ale pozostała na swoim miejscu, czekając, aż podejdzie. Kiedy w końcu znalazł się w polu widzenia, zauważyła, jak wzrok jasnych oczu przesuwa się po niej powoli i uważnie. Wygięła kąciki warg w lekkim uśmiechu, po czym oparła dłonie przed sobą i przesunęła nogi w tył po półkolu, by złączyć je i podnieść się powoli do pozycji pionowej. Uwielbiała sposób, w jaki spojrzeniem śledził każdy ruch, i dobrze znała swoje atuty. Miała silne ciało, wysportowane, o ładnie zarysowanych mięśniach, ale też wyraźnych kobiecych kształtach, które w latach młodości uważała za utrapienie. To zmieniło się z czasem. Kiedy zaczęła iskry zainteresowania w oczach mężczyzn; zwłaszcza tych jednych, wyjątkowych.
    Odwróciła się do bruneta, wciąż z nieco rozbawionym uśmiechem.
    - Jak zwykle przed czasem – stwierdziła, ledwie zauważalny cień przemknął po jej twarzy. Odwróciła się w stronę ringu, odgarniając włosy i wchodząc na podwyższenie pomiędzy otaczającymi go linami.
   Początkowo nie zareagował, tylko obserwując zabójczynię, jej sprawne, gładkie ruchy i lekkość chodu. Z całej postawy Eny promieniowała pewność, że dobrze zna swoją siłę i umiejętności, a równocześnie nie zadzierała nosa w żaden sposób. Po prostu świadoma własnych zalet, ale także słabości. 
   Jego zamyślenie trwało zaledwie sekundy, w ciągu których ciemnowłosa zdołała rozciągnąć ramiona i spojrzeć na Żołnierza z uniesioną brwią. Nie czekając ani chwili dłużej, podążył jej śladami na środek ringu. Po raz kolejny znajomość sytuacji przeszyła rozpoznaniem myśli.
    - Wydajesz się sporo o mnie wiedzieć – powiedział, nie spuszczając wzroku z kobiecej sylwetki. Nawet nie próbował hamować swojej ciekawości, chociaż kiedyś na pewno tak by postąpił.
    - Wiem więcej, niż możesz przypuszczać – westchnęła, opierając dłonie na biodrach. Nawet ślad uśmiechu nie pozostał na ostro zarysowanej twarzy, a w dwubarwnych tęczówkach odmalował się wachlarz emocji mimo pozornie spokojnego spojrzenia.
    - Nie pierwszy raz odbywamy podobną rozmowę – zrozumiał.
   Skinęła głową, przesuwając prawą stopę do tyłu i uginają lekko kolana. James od raz razu rozpoznał ten ruch i sam rozluźnił mięśnie, przygotowując się do sparingu.
    - Nie pierwszy – potwierdziła, przeciągając samogłoski, kiedy tajemnicze iskierki zabłysnęły w spojrzeniu – ale może ostatni.
    Kąciki warg drgnęły lekko ku górze i wtedy zaatakowała. Dzięki swej szybkości niemal udało jej się zaskoczyć bruneta, wyprowadzając cios z prawej ręki, jednak instynktownie się zablokował. Walka wydawała się znacznie bardziej znajoma, niż cokolwiek innego, czego doświadczył w obecności zabójczyni. Z delikatnym zaskoczeniem, ale też zadowoleniem odkrył, jak łatwo wyczuwa każdy ruch ciemnowłosej, wie, co zrobi, zanim sama o tym pomyśli. To jednak działało w obie strony. Pomimo lat, które upłynęły od ich ostatniego starcia, nadal potrafili doskonale dopasować się w rytmie ciosów i bloków. Atakowali i cofali się, obserwując przeciwnika, krążąc wokół siebie, jakby wzajemnie hipnotyzując wzrokiem. Nikt nie mógłby wskazać, które z nich zostało drapieżcą, a które ofiarą. Byli partnerami w niezwykłym i niepowtarzalnym tańcu.     
    Ena rzadko pozwalała sobie na całkowite wykorzystanie nadludzkiej szybkości, jednak w walce z Buckym nie miała oporów. Nadrabiał siłą metalowego ramienia i zbyt dobrze znał jej styl, by odpuściła. Walczyli bardziej, żeby sprawdzić swoje umiejętności, niż z zamiarem pokonania przeciwnika, chociaż rywalizacja zaczęła uwidaczniać się w ich ruchach. Zawsze byli ambitni i od kiedy zabójczyni udało się wygrać ten pamiętny sparing, za każdym razem próbowali się przechytrzyć. Duma i chęć dominacji przejawiała się w najdelikatniejszych, z pozoru nieważnych ruchach, uważnych spojrzeniach, drganiu warg.
    Obróciła się, szybciej niż mgnienie wyprowadzając kopnięcie, które trafiło bruneta w sam środek torsu, zmuszając do cofnięcia się o kilka kroków. Uderzenie wyrwało powietrze z płuc, a zanim zdołał się zorientować, zabójczyni stała już na ugiętych nogach, gotowa, z uśmiechem czekając na jego ruch. Uważne tęczówki skrzyły się figlarnie, pełne emocji  wcześniej skrywanych pod chłodnym spokojem. Mógłby bez problemu zgubić się w tym spojrzeniu, popłynąć razem z prądem obietnic, które zdawały się chować w ich ciepłej głębi i kusić cichym, sensualnym śpiewem, niesłyszalnym dla nikogo innego. Choć bardzo starał się oczyścić umysł z nieznanych myśli, nie potrafił pozbyć się pragnienia, by zamknąć jej silne ciało w objęciach własnych ramion. Sprzeciwiając się samemu sobie, zrobił coś zupełnie odwrotnego.
    Bez problemu uchyliła się przed gładkim ciosem prawej pięści, łapiąc metalową rękę, która już zdążała pod jej żebra. Gdy tylko zakleszczyła palce wokół chłodnej stali, szarpnęła mężczyznę do siebie i z siłą trochę mniejszą, niż użyłaby w prawdziwej walce, wbiła kolano w brzuch. James sapnął lekko z zaskoczenia, kiedy ból przeszył mu wnętrzności i zmusił do skulenia się. Zdołał jednak przewidzieć kolejny ruch zabójczyni. Zanim mocnym uderzeniem łokcia wbiłaby go w podłogę, wolną ręką objął jej smukłe nogi i pociągnął ku sobie. Z głuchym łoskotem plecy Eny uderzyły w podłoże ringu, wyrywając oddech z piersi i na krótką chwilę zamraczając umysł. Zamrugała szybko, by odzyskać ostrość widzenia i zrozumieć, że została uwięziona.
    Znajomość sytuacji uderzyła ich oboje w dokładnie tym samym momencie i chociaż nijak nie dali tego po sobie poznać, od razu to wyczuli. Zabójczyni nieświadomie przygryzła wnętrze policzka, próbując nie myśleć o tym, jak cholernie przystojny były kochanek siedzi na jej udach, trzymając w mocnym uścisku nadgarstki i wwiercając w nią spojrzenie lodowato błękitnych tęczówek. Wyglądał, jakby chciał ją pożreć, a równocześnie nie wiedział, czy powinien.
    Zadrżała na tę myśl. Jakby to było znów poczuć jego pełne wargi na swoich? Po tylu latach, czy wciąż smakowałby tak samo? Głodem, pragnieniem, pasją i potrzebą większą niż zwykłe, prymitywne pożądanie?     
    Pochylił się. Niezbyt świadom własnych reakcji, za to dostrzegając każde drgnięcie ciała ciemnowłosej, nie wiedział nawet, co chce zrobić. Od tylu lat poddawał się jedynie instynktom, tak że teraz nie próbował ich hamować. Może oboje poznaliby wtedy odpowiedzi na swoje niezadane pytania, gdyby nie nagle przeszywający powietrze dźwięk otwieranych drzwi. Ich spojrzenia od razu skierowały się na sylwetkę wchodzącą do pomieszczenia, dokładniej na wysoką postać dyrektora TARCZY.
    Fury uniósł brew, nieco kpiące iskierki zatańczyły w zdrowym oku.
    - Widzę, że w czymś przeszkodziłem.
    Ena nie potrafiła powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jej wargi. Uchwyt na nadgarstkach zelżał, aż w końcu znikł całkowicie, gdy niedawny przeciwnik usiadł obok, nieco się przy tym ociągając.
    - Ależ skąd, dyrektorze Fury – odpowiedziała beztrosko, podnosząc się i opierając łokieć na ugiętym kolanie. – Tak sobie tylko przyjacielsko rywalizujemy i odnawiamy znajomość.
    Rozbawienie przebiegło po ciemnej twarzy, zanim powrócił chłodny profesjonalizm. Choć nigdy się do tego nie przyznał, szpieg nad szpiegami lubił tę wygadaną kobietę.
    - W takim razie musicie to odłożyć na później – stwierdził, co wcale jej nie zdziwiło. – Proszę za mną, agentko Sinatri, czas przedstawić się osobiście reszcie ekipy. – Chciał już się odwrócić, kiedy jego wzrok padł na cichą sylwetkę Zimowego Żołnierza. Zabójczyni wstała i miała zamiar podążyć za dyrektorem, ale zatrzymała się, dostrzegając gonitwę myśli w oku szefa, która trwała ułamek sekundy. – Barnes, ty też chodź – zarządził. – Może agentka dopomoże twojej dziurawej pamięci nieco się odnowić. – Z tymi słowami opuścił pomieszczenie.
    Dwubarwne tęczówki na chwilę spotkały lodowaty błękit. Niewielki uśmiech rozjaśnił twarz Eny, po czym również odwróciła się i podążyła za szefem. Nie zwlekając, James podniósł się na równe nogi i zrównał z zabójczynią, ale nie odezwał nawet słowem. W ciszy zmierzali bocznymi korytarzami siedziby wprost do pokoju przypominającego nieco salę spotkań biznesmenów, pomijając ogromne ekrany na jednej ścianie, półki z dokumentami na innej i dwie niezwykłe postaci siedzące przy podłużnym stole. Pomieszczenie to służyło do użytku wyłącznie jednostek wybitnych, na specjalnie zwołane przez Nicka Fury’ego obrady lub, jak tego dnia, do wyjaśnienia palących kwestii.  
    Rozmawiająca przyjacielsko dwójka ucichła, gdy tylko drzwi rozwarły się, ukazując niewzruszoną postać dyrektora. Skinął do nich lekko, po czym niemal niezauważalnie unosząc jeden kącik ust, przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, by usiąść naprzeciw członków Avengers. Jeszcze zanim zdołał dojść do swojego stałego miejsca, próg przekroczyła zabójczyni z Żołnierzem tylko o krok za sobą, kroczącym niczym cień, cichym i obserwującym.
    Steve, rozpoznawszy od razu wysoką sylwetkę ciemnowłosej, uśmiechnął się doń lekko, z niewielkim zdziwieniem odnotowując, że Bucky również wszedł do pomieszczenia, napięty niczym dobrze nastrojona struna. Za to na twarzy jego rozmówczyni wpierw odmalował się szok, który zaraz zmieszał się ze strachem, złością i skrajnym niedowierzaniem, kiedy skoczyła na proste nogi, niemal wywracając krzesło. Jej dłoń spoczęła na kaburze z bronią, jednak ruda powstrzymała się i nie wyciągnęła pistoletu.
    - Fury, co ona tu robi? – zapytała niskim, ledwie dosłyszalnie drżącym głosem, nie spuszczając wzroku z rozluźnionej zabójczyni.
    Eny wcale nie zdziwiła reakcja Wdowy, nie mogła jednak powstrzymać szczerego rozbawienia, które odmalowało się na jej twarzy. Zignorowała niespokojny ruch Jamesa za swoimi plecami, unosząc dłonie na wysokość twarzy, jakby się poddawała.
    - Spocznij, jestem nieuzbrojona – odpowiedziała, na co rudowłosa tylko zmierzyła zabójczynię spojrzeniem i pozostała w miejscu.
    - Agentko Romanoff, proszę usiąść i się uspokoić. Agentka Sinatri przybyła tutaj z Kapitanem na moje osobiste polecenie – przemówił spokojnie Nick, choć nutka zniecierpliwienia pozostała odczuwalna dla wszystkich.
    - Pracuje dla Hydry – zaprotestowała Natasha.
    - Pracowałam, kochana, jestem z Tarczą dłużej niż ty – ucięła zabójczyni, siadając na jednym z wolnych miejsc, Bucky wciąż przy boku ciemnowłosej, nie odzywający się.
     Wzrok dwubarwnych tęczówek już nie był rozbawiony, ale twardy, bezduszny i kalkulujący. Gdy Wdowa spotkała to spojrzenie, dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, wspomnienie zalało umysł, ale usiadła na swoim miejscu, zaciskając wargi. Zdecydowanie nie czuła się dobrze z dwoma assasynami niemal naprzeciw niej, zaledwie stół i odległość dwóch krzeseł dalej, znacznie bliżej dyrektora niż ona sama.
    - Nie wiedziałem, że się znacie – odezwał się skonfundowany Kapitan, zerkając od rudej, do Sinatri i z powrotem.
    - Przez pewien czas rezydowaliśmy w jednej bazie – wyjaśniła spokojnie ciemnowłosa, jednak coś w tonie jej głosu kazało sądzić Rogersowi, że nie powiedziała wszystkiego. W każdym razie nie kontynuowała myśli, opierając się wygodniej na swoim siedzeniu i czekając, aż Fury ogłosi, po co ich ściągnął.
    Dyrektor przesunął po zebranych uważnych spojrzeniem, a kiedy upewnił się, że wszyscy są już w miarę spokojni, w końcu przeszedł do sedna sprawy.
    - Do tej pory agentka Sinatri podlegała tylko mi i nikt inny nie miał pojęcia o jej istnieniu. Teraz jednak jest nam potrzebna, więc postanowiliśmy, że musi się ujawnić. – Wymienili krótkie, porozumiewawcze spojrzenia, po czym Nick wrócił do wyjaśniania: – Zdaję sobie sprawę, jak to wygląda, ale musicie zacząć sobie nawzajem ufać, bo chcę was potem razem wysyłać na misje. – Wdowa wydała z siebie ciche, pół zaskoczone, pół oburzone sapnięcie, ale ciemnoskóry tylko ją zignorował. – Ena jest z nami od dziesięciu lat i mogę za nią poręczyć, tak samo jak za waszą dwójkę. Jakieś pytania?
    Kapitan poruszył się niespokojnie, palcami pocierając podbródek. Istotnie kilka zakiełkowało mu w umyśle, jednak jako prawdziwy dżentelmen nie potrafił wydusić z siebie tego jednego, które już od jakiegoś czasu niezwykle zajmowało jego myśli. Zabójczyni szybko spostrzegła poruszenie blondyna i uśmiechnęła się lekko, wiedząc.
    - Zastanawiasz się pewnie, w jakim jestem wieku i dlaczego wciąż wyglądam tak młodo, mam rację?
    Błękitne oczy spojrzały na nią nieco niepewnie, ale po chwili Steve skinął, co ciemnowłosa odwzajemniła, jakby przyjmując niezadane pytanie i pokazując, że wcale nie czuje się urażona w żaden sposób.
    - To dość długa historia, ale skoro mamy się lepiej poznać, a wy zacząć mi ufać, chyba powinniście ją poznać. – Spojrzała przez ramię na Fury’ego.
    - Śmiało, Sinatri, trochę wyjaśnień nie zaszkodzi. Jestem niemal pewien, że zadziwisz Kapitana swoimi rewelacjami.
    Nie mogła powstrzymać rozbawionego grymasu, który rozciągnął jej wargi, gdy wspomniany uniósł brwi w zaskoczeniu, a Czarna Wdowa spojrzała na nią podejrzliwie. Nawet milczący wciąż Bucky posłał zabójczyni zaciekawione, uważne spojrzenie. Mogła być pewna, że złowi każde słowo, jakie tylko za chwilę wypowie. Pozwoliła sobie również na delikatną i ulotną jak wiatr nadzieję, iż może dzięki temu powrócą niektóre z jego wspomnień.
    Westchnęła cicho, wracając myślami do czasów tak odległych, że wydawały się zaledwie rozmytą plamą gdzieś na granicy umysłu, a równocześnie krzyczały do niej tak przejmująco, jakby od dawna próbowały wydostać się na zewnątrz. Nie miała innego wyjścia, jak tylko wypuścić je na wierzch, pierwszy raz odkąd sięgała pamięcią.
    - Muszę zacząć od początku i mam na myśli naprawdę sam początek. Prawdopodobnie też nie spodoba wam się to, co usłyszycie – zaczęła ostrożnie, powoli, spoglądając na dwójkę agentów Tarczy uważnym, oceniającym spojrzeniem. Oboje skinęli głowami ze zrozumieniem, gotowi na każde rewelacje, chociaż słowa zabójczyni wydawały się dziwnie przesadzone. Kiedy upewniła się, że ma ich pełną uwagę, oparła łokcie o podłokietniki i podjęła: – Jak już się pewnie zdołaliście domyślić, nie jestem zwykłym człowiekiem, bliżej mi raczej do super-żołnierza pokroju Kapitana, choć w nieco innym sensie.
    Ponownie niewielki uśmiech rozjaśnił ostrą twarz ciemnowłosej, mimo iż oczy pozostawały chłodne i niewzruszone. Wydawała się rozbawiona i bezduszna równocześnie, co stanowiło kontrast tak niespotykany, że nawet Wdowa poczuła się przy niej speszona. Nikt jednak nie dał tego po sobie poznać, słuchając kolejnych słów wyjaśnień.
    - Urodziłam się niedługo po zakończeniu pierwszej wojny światowej, w Polsce. Tak, jestem Polką, choć z Irlandzkimi korzeniami; moja matka pochodziła z Irlandii – wyjaśniła, ucinając wszystkie pytania, jakie już zdążyły zrodzić się w głowie słuchaczy. Zerknęła po ich twarzach, upewniając się, że nikt nie przerwie, po czym kontynuowała: – Ojciec zaś był uznanym generałem i dodatkowo dowódcą tajnej organizacji, zwłaszcza pewnego projektu. – Spojrzenie zabójczyni powędrowało do Kapitana, w oczach zabłysły iskierki. – Nie tylko doktor Erskine pracował nad podobnym serum.
    Brwi blondyna momentalnie powędrowały w górę, nawet na twarzy rudej odmalowało się zdziwienie. Tylko dyrektor i dawny Żołnierz nie wydawali się zaskoczeni informacją. Fury, oczywiście, zdołał już poznać całą jej przeszłość, a James albo świetnie udawał, albo zdołał już sobie przypomnieć nieco z wyjaśnień, które kiedyś również mu dała.
    - Polscy naukowcy w dwudziestoleciu międzywojennym zdołali opracować formułę całkiem zbliżoną do serum doktora, jednak znacznie ulepszoną i o nieco innym działaniu – podjęła, wyraźnie zadowolona z uwagi, jaką została obdarzona. – Chcieli stworzyć nie armię super-żołnierzy, ale nieustraszonych, cichych zabójców, niewidocznych agentów, którzy likwidowaliby cele i znikali. Prościej mówiąc – tajną broń, asa w rękawie, o jakim wrogowie nie mieliby pojęcia. Oczywiście, musieli znaleźć do tego odpowiedni obiekt.
    Przerwała, jakby myślami cofając się do odległych czasów, próbując wyciągnąć dawno zapomniane obrazy. Rogers przyglądał się zabójczyni z mieszanką zaciekawienia, niedowierzania i uznania.
    - I w końcu wybrali ciebie? – zapytał, wyrywając tym ciemnowłosą z zamyślenia. Uśmiech znów rozciągnął jej wargi, tym razem nieco ironiczny.
    - Można tak powiedzieć, choć w rzeczywistości mój kochany ojczulek od początku wszystko planował – wyjawiła, gorzki ton pobrzmiał w na pozór spokojnym głosie. – Od dziecka byłam trenowana przez różnych ekspertów walk, jakich tylko udało mu się do nas ściągnąć. W wieku piętnastu lat mogłam dorównać wyszkolonemu żołnierzowi, umiałam strzelać, znałam podstawy obrony w walce w zwarciu i myślałam jak strateg. Idealny obiekt, nieprawdaż? – Kąciki jej warg zadrgały, już nawet nie starała się ukryć wyraźnie pobrzmiewającej ironii.
    Na chwilę ucięła opowieść, a wzrok dwubarwnych tęczówek utknął w ścianie naprzeciw, Steve znów odniósł wrażenie, że musiała przebić się przez mentalną ścianę do wspomnień i zaczął zastanawiać się, czy przypadkiem Hydra również nie mieszała w jej wspomnieniach. Na samą tę myśl coś ciężkiego zagnieździło się w jego piersi.
    Głos Eny wyrwał go z tych rozmyślań, wciągając znów w świat przed drugą wojną.
    - Zrobili mi mały test, porwali kogoś wysoko postawionego i zamknęli w dobrze strzeżonej bazie. Oczywiście musiałam załatwić wszystko sama. Idealny obiekt sprawdził się równie idealnie, choć pewnie woleliby, gdybym po drodze wszystkich zabiła.
     Gorzki grymas przebiegł po ostro zarysowanej twarzy, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił.
    - A nie zabiłaś? – Sceptycznie uniesienie brwi Wdowy w jej kierunku wcale nie zaskoczyło Eny, dokładnie tego się spodziewała.
    - Nie, znokautowałam. Skradanie i ataki z zaskoczenia już wtedy nieźle mi wychodziły – wyjaśniła prosto, choć właściwie bez konkretów. Później kontynuowała głosem bardziej pustym i bezbarwnym niż kiedykolwiek wcześniej. 
    - Potem wzięli mnie na badania i zapytali, czy chcę bronić ojczyzny w sposób, jaki tylko mi będzie dany. Zgodziłam się. Patriotyzm był jednym z uczuć, które ojciec wzmacniał we mnie przez całe życie, trudno bym odmówiła. – Zamilkła na krótką chwilę, zamrugała i ledwie powstrzymała ciche westchnienie. Wzrok dwukolorowych oczu oderwał się do ściany, znów czysty i chłodny. – Wstrzykiwali mi serum kilkakrotnie, za każdym razem oddziałując na inną sferę ciała i umysłu, za każdym razem tak samo boleśnie. W ciągu tygodnia stałam się nadczłowiekiem jakiego jeszcze ziemia nie widziała, byłam szybsza, odporniejsza, ostrość moich zmysłów wzrosła kilkakrotnie, wrażliwość na bodźce stała się równa drapieżnikom, a co najlepsze, serum także narobiło niezłych zmian w moim mózgu.
    - To znaczy? – podchwyciła od razu Wdowa, skonfundowana i zaintrygowana równocześnie, mimo wciąż widocznego, lekkiego śladu sceptycyzmu.
    Tajemnicze, nieco dzikie i niebezpieczne iskry zatańczyły w spojrzeniu zabójczyni.
    - Wyczulone zmysły stały się równocześnie pewną przeszkodą, wrażliwość mojego ciała wzrosła kilkukrotnie, a co za tym idzie, wrażliwość na ból również. – Pokręciła głową z gorzkim rozbawieniem. –  Łatwo się też domyślić, że potrzebuję znacznie więcej składników odżywczych, by utrzymać swój organizm w normie. Oczywiście, potrafię długo przetrwać na rezerwach, jednak gdy się skończą… Wtedy nawet tortury nie wydają się takie złe.
    Szok przetoczył się po twarzach zebranych, nawet Bucky uniósł brwi, w jego lodowato błękitnych oczach zabłysnęło niedowierzanie. Fury tylko spuścił wzrok.
    - Po za tymi paroma aspektami pozostały już same fajne rzeczy, zwiększony refleks, szybsza ocena sytuacji, większa elastyczność, tego typu rzeczy – dokończyła, wzruszając ramionami, jakby to wcale nie dotyczyło jej. W pokoju na długą chwilę zaległa cisza. Wiedzieli, że nie powiedziała wszystkiego, jednak przekazała im już tak wiele rewelacji, iż nie wyczekiwali większej ilości szczegółów.
    - Ale – zaczął Kapitan, wyraźnie starając się dobrze dobrać słowa – chyba musieli cię nauczyć, jak sobie z tym wszystkim poradzić. Prawda?
    Skinęła poważnie, krzyżując dłonie na kolanach. Gdyby nie strój do ćwiczeń i przyklejone do czoła, kasztanowe kosmyki, mogłaby wyglądać niczym spokojna bizneswoman.
    - Po ostatniej aplikacji, kiedy już wszystko się przyjęło, moje zmysły dosłownie zwariowały. Odbierałam zbyt wiele bodźców naraz, mój mózg pracował na wyższych obrotach, a ja nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Na to też znaleźli sposób. Wysłali mnie do Japonii, do klasztoru mnichów i najlepszych mistrzów miecza tamtejszego pokolenia. Uczyłam się panować nad nową szybkością, wyczulonymi zmysłami, medytowałam, trenowałam refleks, tam też stałam się najlepiej władającą sztyletami osobą, jaka chodzi po tej ziemi. No i całkiem niezgorzej szło mi z kataną.
     Uśmiechnęła się, trochę z rozbawieniem, trochę z widocznym samozadowoleniem, jednak nie sięgającym zbytniej pewności siebie.
     - Podobno miałaś być tajną bronią Polski – zaczęła powoli Wdowa, taksując rozmówczynię uważnym spojrzeniem – a wychodzi na to, że całą wojnę przesiedziałaś w klasztorze, medytując z mnichami.
    Zabójczyni parsknęła cichym śmiechem.
    - Rzeczywiście, większość wojny tam przesiedziałam – przyznała, jej dwubarwne tęczówki znów czujne i ostre jak klingi sztyletów, kąciki nie uniesione nawet w cieniu poprzedniego rozbawionego grymasu. – Moi rodacy walczyli o wolność, gdy ja musiałam uczyć się panować nad własnymi umiejętnościami, bo nie byłam gotowa. Nawet fakt, że uczyłam się pięciokrotnie szybciej od każdego innego adepta niewiele dawał, musiałam zostać tak długo, aż opanowałam wszystkie techniki. Nocami nie spałam, rozmyślając o tym, co dzieje się w Polsce – powiedziała chłodno, tylko na pozór wyzuta z uczuć, gdy w oczach szalał sztorm.
    Nie dane im było długo oglądać tego wyrazu, zreflektowała się w ciągu sekundy, podejmując temat od strony mniej osobistej.
    - W każdym razie udało mi się wrócić przed końcem wojny. Dokładnie w roku 1943. Pomagałam Armii Krajowej, zabijałam kłopotliwych przywódców, czasem nawet planowałam z dowódcą różne akcje. Zawsze byłam gotowa na każde nowe zadanie, nawet jeśli dzień wcześniej trochę oberwałam.
    - Brzmi trochę, jakbyś była nieśmiertelna – mruknął Kapitan, mrużąc podejrzliwie oczy.
    - Poniekąd jestem – stwierdziła nieco kpiąco, uśmiechając się na swój cyniczny, pewny siebie sposób. – Serum miało nie jedno, a kilka specyficznych celów. Pierwsza dawka w pewien sposób odwróciła procesy zachodzące w moim ciele – niemal wyłączyła starzenie, ale znacznie przyspieszyła inne, w tym leczenie się, nabieranie tkanki mięśniowej, rozciąganie i inne fizyczne cechy. A to wszystko głównie dlatego, bym mogła przetrwać kolejne dni wstrzykiwania serum i regenerowała się po nich dostatecznie szybko. Rany goją się na mnie jak na psie, nic wielkiego. – Oparła się wygodnie, obserwując miny Kapitana i Wdowy z dziwnym, rozbawionym błyskiem w oczach.
    W pomieszczeniu zapadła cisza. Nikt nie wiedział, jak skomentować jej wypowiedzieć; właściwie to nikt nie chciał w żaden sposób tego komentować.
    W końcu to Fury postanowił przerwać napiętą atmosferą, stwierdziwszy w duchu, iż taka ilość rewelacji całkowicie starczy dwójce Mścicieli.
    - Dobrze, skoro już macie wiedzę podstawową od agentki Sinatri, teraz czas zająć się konkretami. Reszty dowiecie się sami, jeśli zechce wam powiedzieć. Romanoff, Rogers, zostajecie, mam dla was zadanie. Sinatri, Barnes, możecie odejść – zarządził, a kiedy Ena skinęła i wstali, by się oddalić, rzucił jeszcze tonem przygany – tylko nie rozwalcie mi sali treningowej.
     Zabójczyni uśmiechnęła się lekko, ale nie skomentowała, wychodząc z pomieszczenia razem z Buckym, podążającym za nią niczym cień. Przez całą rozmowę nie odezwał się ani razu, ani nie okazał żadnych emocji, i dopiero gdy się oddalili, zdołał mruknąć:
     - I to wszystko dla ojczyzny?
     Zatrzymała się, by spojrzeć na mężczyznę z dziwną mieszanką emocji w dwubarwnych tęczówkach.
     - Nie, nie tylko dla ojczyzny. – Uśmiechnęła się smutno, po czym znów ruszyła przed siebie. Barnes po chwili poszedł jej śladami. 

~***~

2 komentarze:

  1. Czarna Wdowa boi się Sinatri? Dobre :P Nie przepadam za Natashą, ale ciężko uwierzyć mi w to, że drżałaby z powodu jakiejś tam kobietki skoro nie bała się ruszczyć na Wintera, Hulka czy armię robotów.

    Nie do końca zrozumiałam po co Ena musiała tłumaczyć im działanie serum, skoro dwóch (trzech? Nie wiem jak z Wdową) na czterech słuchaczy je ma? Działanie jest zupełnie takie samo, może nawet trochę grosze, a SHIELD narobiło już chyba wystarczająco testów, by każdy agent działanie tego serum znał,
    prawda? Serio pytam, bo wydało mi się to lekką stratą czasu, a jego to chyba nie mają w nadmiarze :)

    „I to wszystko dla ojczyzny?” zdziwił się facet, którego najlepszy przyjaciel dzięki tajnemu eksperymentowi mającemu pomóc aliantom w wygraniu wojny urósł metr w górę i w szerz :P

    - N
    Coś mnie dzisiaj tknęło, by sprawdzić bloga po długim czasie i bum, rozdział jest.

    N nie widzi zakładki spam, więc pochwali się tutaj blogiem Ask Bucky Barnes na winterask.blogspot.com oraz blogiem z ff winter-kills.blogspot.com
    Jeśli nie masz nic przeciwko, dodaje bloga go polecanych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie koniecznie boi, ale mniej więcej wie, do czego jest zdolna i była po prostu przygotowana, by w razie czego odeprzeć atak ;p A i Wintera i Hulka się obawiała, przynajmniej dla mnie to było jasne z jej reakcji w filmach, ale jest osobą, która nie ucieka przed zagrożeniami, więc walczyła.
      Serum podane Enie jest nieco inne, głównie o te zmiany szło. Wzoruję się na filmach, a w nich Wdowa chyba nie została nigdy żadnym poczęstowana - przynajmniej nie wychwyciłam, także zostaje Kapitan, no i Winter po eksperymentach. Kolejne efekty (uboczne też) tego serum jeszcze się pokażą w trakcie rozwoju opka ;) Wyjaśnienia były, żeby mieli pełny obraz, głównie też chodziło o samo przedstawienie im Eny - by sama oddała te informacje i przez to trochę ją poznali. Powiedzmy, że mieli chwilę wolnego czasu ;p
      Niekoniecznie zdziwił, tego nie napisałam - zapytał, bo Sinatri nie wydawała mu się tego typu osobą, raczej nie przypomina Steve'a ;p

      Bardzo miło, że sprawdziłaś i zostawiłaś komentarz, dziękuję serdecznie! Absolutnie nie mam nic przeciwko ^^ Na Twe również postaram się zajrzeć, a zakładki nie mam, bo nigdy nie myślałam, że będę potrzebować - może czas założyć ;p
      Pozdrawiam!

      Usuń