Ten fragment jest jeszcze "stary", choć trochę zmieniony - wiem też, że wielu może treść zaskoczyć. Hehe, na to liczę. Dużo wyjaśnień i bardzo długo. Potem zostanie króciutka końcówka tego rozdziału i zacznę wrzucać fragmenty następnego, w którym więcej jeszcze wyjaśnień, wspomnień i początek ważniejszej akcji. Przynajmniej taki jest plan... Możliwe że końcówkę tego i początek następnego wrzucę na raz/w jeden dzień, się okaże.
Jestem po maratonie, to i trochę weny wróciło - oby zaowocowało. Zapraszam do czytania! ^^]
Rozpalić wspomnienia
Rozdział 4
Sala przeznaczona do
treningów bardzo przypominała te w klubach bokserskich – jedna ściana cała
wyłożona lustrami, przed nią sporo miejsca i rozłożone maty, przy prostopadłych
do niej, dwóch równoległych ścianach ustawione sprzęty do ćwiczeń, a po środku
na podwyższeniu prosty ring do sparingów. Wszystko nowe i zadbane, raj dla
maniaków gimnastyki, siłowni czy walki wręcz.
Ena właśnie rozciągała się
przed lustrami, na oku mając drzwi w przeciwległej ścianie, nieco po lewej za
jej plecami. Myśli swobodnie krążyły po głowie zabójczyni, często przejawiając
tendencję powracania do wydarzeń nocy lub zgoła innej kwestii. Po drugiej
stronie sali znajdowało się miejsce na doskonalenie rzutów nożami, jednak
podejrzewała, że w bazie nie znajduje się nikt zaznajomiony ze sztuką władania mieczem
na tyle, by móc z nią trenować coś więcej prócz celności. Lekkie westchnienie
opuściło jej wargi, kiedy oparła dłonie na chłodnych panelach – aktualnie maty
zostały ułożone na uboczu, odsłaniając drewnianą podłogę – po czym pozwoliła
swoim nogom z niewielkiego rozkroku rozsunąć się do pełnego szpagatu.
Tego potrzebowała. Porządnego rozciągnięcia
wszystkich mięśni, które rozgrzewała przez ostatnie pół godziny, odkąd zerwała
się z łóżka o bladym świcie. Odsunęła z twarzy kilka luźnych kosmyków, na tyle
krótkich, by wymknęły się z ciasno zaplecionego warkocza. Przez chwilę
przyglądała się sobie w lustrze. Nadal czasami dziwiła się, jak bardzo upływ
czasu był jej ciału obojętny, jakby zatrzymało się w czasie. Dwubarwne tęczówki
śledziły zabójczynię z odbicia; w tak ciepłych odcieniach brązu i złota
wydawały się równocześnie tak bardzo zimne, zmęczone…
Dźwięk otwieranych drzwi
odwrócił uwagę Eny od lustra na wchodzącą do sali postać. Przyszedł przed
czasem, zapewne sądząc, że będzie pierwszy, jednak nawet jeśli tak myślał, nie
dał po sobie poznać, by jej obecność jakkolwiek go zaskoczyła. Dzielił ich od
siebie sporych rozmiarów ring. Miałaby wystarczająco dużo czasu, żeby się
pozbierać, ale pozostała na swoim miejscu, czekając, aż podejdzie. Kiedy w
końcu znalazł się w polu widzenia, zauważyła, jak wzrok jasnych oczu przesuwa
się po niej powoli i uważnie. Wygięła kąciki warg w lekkim uśmiechu, po czym
oparła dłonie przed sobą i przesunęła nogi w tył po półkolu, by złączyć je i
podnieść się powoli do pozycji pionowej. Uwielbiała sposób, w jaki spojrzeniem
śledził każdy ruch, i dobrze znała swoje atuty. Miała silne ciało, wysportowane,
o ładnie zarysowanych mięśniach, ale też wyraźnych kobiecych kształtach, które
w latach młodości uważała za utrapienie. To zmieniło się z czasem. Kiedy
zaczęła iskry zainteresowania w oczach mężczyzn; zwłaszcza tych jednych,
wyjątkowych.
Odwróciła się do bruneta, wciąż
z nieco rozbawionym uśmiechem.
- Jak zwykle przed czasem –
stwierdziła, ledwie zauważalny cień przemknął po jej twarzy. Odwróciła się w
stronę ringu, odgarniając włosy i wchodząc na podwyższenie pomiędzy
otaczającymi go linami.
Początkowo nie zareagował,
tylko obserwując zabójczynię, jej sprawne, gładkie ruchy i lekkość chodu. Z
całej postawy Eny promieniowała pewność, że dobrze zna swoją siłę i
umiejętności, a równocześnie nie zadzierała nosa w żaden sposób. Po prostu
świadoma własnych zalet, ale także słabości.
Jego zamyślenie trwało zaledwie sekundy, w
ciągu których ciemnowłosa zdołała rozciągnąć ramiona i spojrzeć na Żołnierza z
uniesioną brwią. Nie czekając ani chwili dłużej, podążył jej śladami na środek
ringu. Po raz kolejny znajomość sytuacji przeszyła rozpoznaniem myśli.
- Wydajesz się sporo o mnie
wiedzieć – powiedział, nie spuszczając wzroku z kobiecej sylwetki. Nawet nie
próbował hamować swojej ciekawości, chociaż kiedyś na pewno tak by postąpił.
- Wiem więcej, niż możesz
przypuszczać – westchnęła, opierając dłonie na biodrach. Nawet ślad uśmiechu
nie pozostał na ostro zarysowanej twarzy, a w dwubarwnych tęczówkach odmalował
się wachlarz emocji mimo pozornie spokojnego spojrzenia.
- Nie pierwszy raz odbywamy
podobną rozmowę – zrozumiał.
Skinęła głową, przesuwając
prawą stopę do tyłu i uginają lekko kolana. James od raz razu rozpoznał ten
ruch i sam rozluźnił mięśnie, przygotowując się do sparingu.
- Nie pierwszy – potwierdziła, przeciągając
samogłoski, kiedy tajemnicze iskierki zabłysnęły w spojrzeniu – ale może
ostatni.
Kąciki warg drgnęły lekko ku górze i wtedy
zaatakowała. Dzięki swej szybkości niemal udało jej się zaskoczyć bruneta,
wyprowadzając cios z prawej ręki, jednak instynktownie się zablokował. Walka
wydawała się znacznie bardziej znajoma, niż cokolwiek innego, czego doświadczył
w obecności zabójczyni. Z delikatnym zaskoczeniem, ale też zadowoleniem odkrył,
jak łatwo wyczuwa każdy ruch ciemnowłosej, wie, co zrobi, zanim sama o tym
pomyśli. To jednak działało w obie strony. Pomimo lat, które upłynęły od ich
ostatniego starcia, nadal potrafili doskonale dopasować się w rytmie ciosów i
bloków. Atakowali i cofali się, obserwując przeciwnika, krążąc wokół siebie,
jakby wzajemnie hipnotyzując wzrokiem. Nikt nie mógłby wskazać, które z nich zostało
drapieżcą, a które ofiarą. Byli partnerami w niezwykłym i niepowtarzalnym tańcu.
Ena rzadko pozwalała sobie
na całkowite wykorzystanie nadludzkiej szybkości, jednak w walce z Buckym nie
miała oporów. Nadrabiał siłą metalowego ramienia i zbyt dobrze znał jej styl,
by odpuściła. Walczyli bardziej, żeby sprawdzić swoje umiejętności, niż z
zamiarem pokonania przeciwnika, chociaż rywalizacja zaczęła uwidaczniać się w
ich ruchach. Zawsze byli ambitni i od kiedy zabójczyni udało się wygrać ten
pamiętny sparing, za każdym razem próbowali się przechytrzyć. Duma i chęć
dominacji przejawiała się w najdelikatniejszych, z pozoru nieważnych ruchach,
uważnych spojrzeniach, drganiu warg.
Obróciła się, szybciej niż
mgnienie wyprowadzając kopnięcie, które trafiło bruneta w sam środek torsu,
zmuszając do cofnięcia się o kilka kroków. Uderzenie wyrwało powietrze z płuc,
a zanim zdołał się zorientować, zabójczyni stała już na ugiętych nogach,
gotowa, z uśmiechem czekając na jego ruch. Uważne tęczówki skrzyły się
figlarnie, pełne emocji wcześniej
skrywanych pod chłodnym spokojem. Mógłby bez problemu zgubić się w tym
spojrzeniu, popłynąć razem z prądem obietnic, które zdawały się chować w ich
ciepłej głębi i kusić cichym, sensualnym śpiewem, niesłyszalnym dla nikogo
innego. Choć bardzo starał się oczyścić umysł z nieznanych myśli, nie potrafił
pozbyć się pragnienia, by zamknąć jej silne ciało w objęciach własnych ramion.
Sprzeciwiając się samemu sobie, zrobił coś zupełnie odwrotnego.
Bez problemu uchyliła się
przed gładkim ciosem prawej pięści, łapiąc metalową rękę, która już zdążała pod
jej żebra. Gdy tylko zakleszczyła palce wokół chłodnej stali, szarpnęła
mężczyznę do siebie i z siłą trochę mniejszą, niż użyłaby w prawdziwej walce,
wbiła kolano w brzuch. James sapnął lekko z zaskoczenia, kiedy ból przeszył mu
wnętrzności i zmusił do skulenia się. Zdołał jednak przewidzieć kolejny ruch
zabójczyni. Zanim mocnym uderzeniem łokcia wbiłaby go w podłogę, wolną ręką
objął jej smukłe nogi i pociągnął ku sobie. Z głuchym łoskotem plecy Eny
uderzyły w podłoże ringu, wyrywając oddech z piersi i na krótką chwilę
zamraczając umysł. Zamrugała szybko, by odzyskać ostrość widzenia i zrozumieć,
że została uwięziona.
Znajomość sytuacji uderzyła
ich oboje w dokładnie tym samym momencie i chociaż nijak nie dali tego po sobie
poznać, od razu to wyczuli. Zabójczyni nieświadomie przygryzła wnętrze policzka,
próbując nie myśleć o tym, jak cholernie przystojny były kochanek siedzi na jej
udach, trzymając w mocnym uścisku nadgarstki i wwiercając w nią spojrzenie
lodowato błękitnych tęczówek. Wyglądał, jakby chciał ją pożreć, a równocześnie
nie wiedział, czy powinien.
Zadrżała na tę myśl. Jakby
to było znów poczuć jego pełne wargi na swoich? Po tylu latach, czy wciąż
smakowałby tak samo? Głodem, pragnieniem, pasją i potrzebą większą niż zwykłe,
prymitywne pożądanie?
Pochylił się. Niezbyt
świadom własnych reakcji, za to dostrzegając każde drgnięcie ciała ciemnowłosej,
nie wiedział nawet, co chce zrobić. Od tylu lat poddawał się jedynie
instynktom, tak że teraz nie próbował ich hamować. Może oboje poznaliby wtedy
odpowiedzi na swoje niezadane pytania, gdyby nie nagle przeszywający powietrze
dźwięk otwieranych drzwi. Ich spojrzenia od razu skierowały się na sylwetkę
wchodzącą do pomieszczenia, dokładniej na wysoką postać dyrektora TARCZY.
Fury uniósł brew, nieco
kpiące iskierki zatańczyły w zdrowym oku.
- Widzę, że w czymś
przeszkodziłem.
Ena nie potrafiła
powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na jej wargi. Uchwyt na nadgarstkach
zelżał, aż w końcu znikł całkowicie, gdy niedawny przeciwnik usiadł obok, nieco
się przy tym ociągając.
- Ależ skąd, dyrektorze Fury
– odpowiedziała beztrosko, podnosząc się i opierając łokieć na ugiętym kolanie.
– Tak sobie tylko przyjacielsko rywalizujemy i odnawiamy znajomość.
Rozbawienie przebiegło po
ciemnej twarzy, zanim powrócił chłodny profesjonalizm. Choć nigdy się do tego
nie przyznał, szpieg nad szpiegami lubił tę wygadaną kobietę.
- W takim razie musicie to
odłożyć na później – stwierdził, co wcale jej nie zdziwiło. – Proszę za mną,
agentko Sinatri, czas przedstawić się osobiście reszcie ekipy. – Chciał już się
odwrócić, kiedy jego wzrok padł na cichą sylwetkę Zimowego Żołnierza.
Zabójczyni wstała i miała zamiar podążyć za dyrektorem, ale zatrzymała się,
dostrzegając gonitwę myśli w oku szefa, która trwała ułamek sekundy. – Barnes,
ty też chodź – zarządził. – Może agentka dopomoże twojej dziurawej pamięci
nieco się odnowić. – Z tymi słowami opuścił pomieszczenie.
Dwubarwne tęczówki na chwilę
spotkały lodowaty błękit. Niewielki uśmiech rozjaśnił twarz Eny, po czym
również odwróciła się i podążyła za szefem. Nie zwlekając, James podniósł się
na równe nogi i zrównał z zabójczynią, ale nie odezwał nawet słowem. W ciszy
zmierzali bocznymi korytarzami siedziby wprost do pokoju przypominającego nieco
salę spotkań biznesmenów, pomijając ogromne ekrany na jednej ścianie, półki z
dokumentami na innej i dwie niezwykłe postaci siedzące przy podłużnym stole.
Pomieszczenie to służyło do użytku wyłącznie jednostek wybitnych, na specjalnie
zwołane przez Nicka Fury’ego obrady lub, jak tego dnia, do wyjaśnienia palących
kwestii.
Rozmawiająca przyjacielsko
dwójka ucichła, gdy tylko drzwi rozwarły się, ukazując niewzruszoną postać
dyrektora. Skinął do nich lekko, po czym niemal niezauważalnie unosząc jeden
kącik ust, przeszedł na drugi koniec pomieszczenia, by usiąść naprzeciw
członków Avengers. Jeszcze zanim zdołał dojść do swojego stałego miejsca, próg
przekroczyła zabójczyni z Żołnierzem tylko o krok za sobą, kroczącym niczym
cień, cichym i obserwującym.
Steve, rozpoznawszy od razu
wysoką sylwetkę ciemnowłosej, uśmiechnął się doń lekko, z niewielkim
zdziwieniem odnotowując, że Bucky również wszedł do pomieszczenia, napięty
niczym dobrze nastrojona struna. Za to na twarzy jego rozmówczyni wpierw
odmalował się szok, który zaraz zmieszał się ze strachem, złością i skrajnym
niedowierzaniem, kiedy skoczyła na proste nogi, niemal wywracając krzesło. Jej
dłoń spoczęła na kaburze z bronią, jednak ruda powstrzymała się i nie wyciągnęła
pistoletu.
- Fury, co ona tu robi? –
zapytała niskim, ledwie dosłyszalnie drżącym głosem, nie spuszczając wzroku z
rozluźnionej zabójczyni.
Eny wcale nie zdziwiła
reakcja Wdowy, nie mogła jednak powstrzymać szczerego rozbawienia, które
odmalowało się na jej twarzy. Zignorowała niespokojny ruch Jamesa za swoimi
plecami, unosząc dłonie na wysokość twarzy, jakby się poddawała.
- Spocznij, jestem
nieuzbrojona – odpowiedziała, na co rudowłosa tylko zmierzyła zabójczynię spojrzeniem
i pozostała w miejscu.
- Agentko Romanoff, proszę
usiąść i się uspokoić. Agentka Sinatri przybyła tutaj z Kapitanem na moje
osobiste polecenie – przemówił spokojnie Nick, choć nutka zniecierpliwienia
pozostała odczuwalna dla wszystkich.
- Pracuje dla Hydry –
zaprotestowała Natasha.
- Pracowałam, kochana,
jestem z Tarczą dłużej niż ty – ucięła zabójczyni, siadając na jednym z wolnych
miejsc, Bucky wciąż przy boku ciemnowłosej, nie odzywający się.
Wzrok dwubarwnych tęczówek już nie był
rozbawiony, ale twardy, bezduszny i kalkulujący. Gdy Wdowa spotkała to
spojrzenie, dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa, wspomnienie zalało umysł,
ale usiadła na swoim miejscu, zaciskając wargi. Zdecydowanie nie czuła się
dobrze z dwoma assasynami niemal naprzeciw niej, zaledwie stół i odległość
dwóch krzeseł dalej, znacznie bliżej dyrektora niż ona sama.
- Nie wiedziałem, że się
znacie – odezwał się skonfundowany Kapitan, zerkając od rudej, do Sinatri i z
powrotem.
- Przez pewien czas
rezydowaliśmy w jednej bazie – wyjaśniła spokojnie ciemnowłosa, jednak coś w
tonie jej głosu kazało sądzić Rogersowi, że nie powiedziała wszystkiego. W
każdym razie nie kontynuowała myśli, opierając się wygodniej na swoim siedzeniu
i czekając, aż Fury ogłosi, po co ich ściągnął.
Dyrektor przesunął po
zebranych uważnych spojrzeniem, a kiedy upewnił się, że wszyscy są już w miarę
spokojni, w końcu przeszedł do sedna sprawy.
- Do tej pory agentka
Sinatri podlegała tylko mi i nikt inny nie miał pojęcia o jej istnieniu. Teraz
jednak jest nam potrzebna, więc postanowiliśmy, że musi się ujawnić. –
Wymienili krótkie, porozumiewawcze spojrzenia, po czym Nick wrócił do
wyjaśniania: – Zdaję sobie sprawę, jak to wygląda, ale musicie zacząć sobie
nawzajem ufać, bo chcę was potem razem wysyłać na misje. – Wdowa wydała z
siebie ciche, pół zaskoczone, pół oburzone sapnięcie, ale ciemnoskóry tylko ją
zignorował. – Ena jest z nami od dziesięciu lat i mogę za nią poręczyć, tak
samo jak za waszą dwójkę. Jakieś pytania?
Kapitan poruszył się
niespokojnie, palcami pocierając podbródek. Istotnie kilka zakiełkowało mu w
umyśle, jednak jako prawdziwy dżentelmen nie potrafił wydusić z siebie tego
jednego, które już od jakiegoś czasu niezwykle zajmowało jego myśli. Zabójczyni
szybko spostrzegła poruszenie blondyna i uśmiechnęła się lekko, wiedząc.
- Zastanawiasz się pewnie, w
jakim jestem wieku i dlaczego wciąż wyglądam tak młodo, mam rację?
Błękitne oczy spojrzały na
nią nieco niepewnie, ale po chwili Steve skinął, co ciemnowłosa odwzajemniła,
jakby przyjmując niezadane pytanie i pokazując, że wcale nie czuje się urażona
w żaden sposób.
- To dość długa historia,
ale skoro mamy się lepiej poznać, a wy zacząć mi ufać, chyba powinniście ją
poznać. – Spojrzała przez ramię na Fury’ego.
- Śmiało, Sinatri, trochę
wyjaśnień nie zaszkodzi. Jestem niemal pewien, że zadziwisz Kapitana swoimi
rewelacjami.
Nie mogła powstrzymać
rozbawionego grymasu, który rozciągnął jej wargi, gdy wspomniany uniósł brwi w
zaskoczeniu, a Czarna Wdowa spojrzała na nią podejrzliwie. Nawet milczący wciąż
Bucky posłał zabójczyni zaciekawione, uważne spojrzenie. Mogła być pewna, że
złowi każde słowo, jakie tylko za chwilę wypowie. Pozwoliła sobie również na
delikatną i ulotną jak wiatr nadzieję, iż może dzięki temu powrócą niektóre z
jego wspomnień.
Westchnęła cicho, wracając
myślami do czasów tak odległych, że wydawały się zaledwie rozmytą plamą gdzieś
na granicy umysłu, a równocześnie krzyczały do niej tak przejmująco, jakby od
dawna próbowały wydostać się na zewnątrz. Nie miała innego wyjścia, jak tylko
wypuścić je na wierzch, pierwszy raz odkąd sięgała pamięcią.
- Muszę zacząć od początku i
mam na myśli naprawdę sam początek. Prawdopodobnie też nie spodoba wam się to,
co usłyszycie – zaczęła ostrożnie, powoli, spoglądając na dwójkę agentów Tarczy
uważnym, oceniającym spojrzeniem. Oboje skinęli głowami ze zrozumieniem, gotowi
na każde rewelacje, chociaż słowa zabójczyni wydawały się dziwnie przesadzone.
Kiedy upewniła się, że ma ich pełną uwagę, oparła łokcie o podłokietniki i
podjęła: – Jak już się pewnie zdołaliście domyślić, nie jestem zwykłym człowiekiem,
bliżej mi raczej do super-żołnierza pokroju Kapitana, choć w nieco innym sensie.
Ponownie niewielki uśmiech
rozjaśnił ostrą twarz ciemnowłosej, mimo iż oczy pozostawały chłodne i
niewzruszone. Wydawała się rozbawiona i bezduszna równocześnie, co stanowiło
kontrast tak niespotykany, że nawet Wdowa poczuła się przy niej speszona. Nikt
jednak nie dał tego po sobie poznać, słuchając kolejnych słów wyjaśnień.
- Urodziłam się niedługo po
zakończeniu pierwszej wojny światowej, w Polsce. Tak, jestem Polką, choć z
Irlandzkimi korzeniami; moja matka pochodziła z Irlandii – wyjaśniła, ucinając
wszystkie pytania, jakie już zdążyły zrodzić się w głowie słuchaczy. Zerknęła
po ich twarzach, upewniając się, że nikt nie przerwie, po czym kontynuowała: –
Ojciec zaś był uznanym generałem i dodatkowo dowódcą tajnej organizacji,
zwłaszcza pewnego projektu. – Spojrzenie zabójczyni powędrowało do Kapitana, w
oczach zabłysły iskierki. – Nie tylko doktor Erskine pracował nad podobnym
serum.
Brwi blondyna momentalnie
powędrowały w górę, nawet na twarzy rudej odmalowało się zdziwienie. Tylko
dyrektor i dawny Żołnierz nie wydawali się zaskoczeni informacją. Fury,
oczywiście, zdołał już poznać całą jej przeszłość, a James albo świetnie
udawał, albo zdołał już sobie przypomnieć nieco z wyjaśnień, które kiedyś
również mu dała.
- Polscy naukowcy w
dwudziestoleciu międzywojennym zdołali opracować formułę całkiem zbliżoną do
serum doktora, jednak znacznie ulepszoną i o nieco innym działaniu – podjęła,
wyraźnie zadowolona z uwagi, jaką została obdarzona. – Chcieli stworzyć nie
armię super-żołnierzy, ale nieustraszonych, cichych zabójców, niewidocznych
agentów, którzy likwidowaliby cele i znikali. Prościej mówiąc – tajną broń, asa
w rękawie, o jakim wrogowie nie mieliby pojęcia. Oczywiście, musieli znaleźć do
tego odpowiedni obiekt.
Przerwała, jakby myślami
cofając się do odległych czasów, próbując wyciągnąć dawno zapomniane obrazy.
Rogers przyglądał się zabójczyni z mieszanką zaciekawienia, niedowierzania i
uznania.
- I w końcu wybrali ciebie?
– zapytał, wyrywając tym ciemnowłosą z zamyślenia. Uśmiech znów rozciągnął jej
wargi, tym razem nieco ironiczny.
- Można tak powiedzieć, choć
w rzeczywistości mój kochany ojczulek od początku wszystko planował – wyjawiła,
gorzki ton pobrzmiał w na pozór spokojnym głosie. – Od dziecka byłam trenowana
przez różnych ekspertów walk, jakich tylko udało mu się do nas ściągnąć. W
wieku piętnastu lat mogłam dorównać wyszkolonemu żołnierzowi, umiałam strzelać,
znałam podstawy obrony w walce w zwarciu i myślałam jak strateg. Idealny
obiekt, nieprawdaż? – Kąciki jej warg zadrgały, już nawet nie starała się ukryć
wyraźnie pobrzmiewającej ironii.
Na chwilę ucięła opowieść, a
wzrok dwubarwnych tęczówek utknął w ścianie naprzeciw, Steve znów odniósł
wrażenie, że musiała przebić się przez mentalną ścianę do wspomnień i zaczął
zastanawiać się, czy przypadkiem Hydra również nie mieszała w jej
wspomnieniach. Na samą tę myśl coś ciężkiego zagnieździło się w jego piersi.
Głos Eny wyrwał go z tych
rozmyślań, wciągając znów w świat przed drugą wojną.
- Zrobili mi mały test,
porwali kogoś wysoko postawionego i zamknęli w dobrze strzeżonej bazie.
Oczywiście musiałam załatwić wszystko sama. Idealny obiekt sprawdził się równie
idealnie, choć pewnie woleliby, gdybym po drodze wszystkich zabiła.
Gorzki grymas przebiegł po
ostro zarysowanej twarzy, ale zniknął równie szybko, jak się pojawił.
- A nie zabiłaś? –
Sceptycznie uniesienie brwi Wdowy w jej kierunku wcale nie zaskoczyło Eny, dokładnie
tego się spodziewała.
- Nie, znokautowałam.
Skradanie i ataki z zaskoczenia już wtedy nieźle mi wychodziły – wyjaśniła
prosto, choć właściwie bez konkretów. Później kontynuowała głosem bardziej
pustym i bezbarwnym niż kiedykolwiek wcześniej.
- Potem wzięli mnie na badania
i zapytali, czy chcę bronić ojczyzny w sposób, jaki tylko mi będzie dany.
Zgodziłam się. Patriotyzm był jednym z uczuć, które ojciec wzmacniał we mnie
przez całe życie, trudno bym odmówiła. – Zamilkła na krótką chwilę, zamrugała i
ledwie powstrzymała ciche westchnienie. Wzrok dwukolorowych oczu oderwał się do
ściany, znów czysty i chłodny. – Wstrzykiwali mi serum kilkakrotnie, za każdym
razem oddziałując na inną sferę ciała i umysłu, za każdym razem tak samo
boleśnie. W ciągu tygodnia stałam się nadczłowiekiem jakiego jeszcze ziemia nie
widziała, byłam szybsza, odporniejsza, ostrość moich zmysłów wzrosła
kilkakrotnie, wrażliwość na bodźce stała się równa drapieżnikom, a co
najlepsze, serum także narobiło niezłych zmian w moim mózgu.
- To znaczy? – podchwyciła
od razu Wdowa, skonfundowana i zaintrygowana równocześnie, mimo wciąż
widocznego, lekkiego śladu sceptycyzmu.
Tajemnicze, nieco dzikie i niebezpieczne iskry
zatańczyły w spojrzeniu zabójczyni.
- Wyczulone zmysły stały się
równocześnie pewną przeszkodą, wrażliwość mojego ciała wzrosła kilkukrotnie, a
co za tym idzie, wrażliwość na ból również. – Pokręciła głową z gorzkim
rozbawieniem. – Łatwo się też domyślić,
że potrzebuję znacznie więcej składników odżywczych, by utrzymać swój organizm
w normie. Oczywiście, potrafię długo przetrwać na rezerwach, jednak gdy się
skończą… Wtedy nawet tortury nie wydają się takie złe.
Szok przetoczył się po
twarzach zebranych, nawet Bucky uniósł brwi, w jego lodowato błękitnych oczach
zabłysnęło niedowierzanie. Fury tylko spuścił wzrok.
- Po za tymi paroma
aspektami pozostały już same fajne rzeczy, zwiększony refleks, szybsza ocena
sytuacji, większa elastyczność, tego typu rzeczy – dokończyła, wzruszając
ramionami, jakby to wcale nie dotyczyło jej. W pokoju na długą chwilę zaległa
cisza. Wiedzieli, że nie powiedziała wszystkiego, jednak przekazała im już tak
wiele rewelacji, iż nie wyczekiwali większej ilości szczegółów.
- Ale – zaczął Kapitan,
wyraźnie starając się dobrze dobrać słowa – chyba musieli cię nauczyć, jak
sobie z tym wszystkim poradzić. Prawda?
Skinęła poważnie, krzyżując
dłonie na kolanach. Gdyby nie strój do ćwiczeń i przyklejone do czoła,
kasztanowe kosmyki, mogłaby wyglądać niczym spokojna bizneswoman.
- Po ostatniej aplikacji,
kiedy już wszystko się przyjęło, moje zmysły dosłownie zwariowały. Odbierałam
zbyt wiele bodźców naraz, mój mózg pracował na wyższych obrotach, a ja nie
wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Na to też znaleźli sposób. Wysłali mnie
do Japonii, do klasztoru mnichów i najlepszych mistrzów miecza tamtejszego
pokolenia. Uczyłam się panować nad nową szybkością, wyczulonymi zmysłami,
medytowałam, trenowałam refleks, tam też stałam się najlepiej władającą sztyletami
osobą, jaka chodzi po tej ziemi. No i całkiem niezgorzej szło mi z kataną.
Uśmiechnęła się, trochę z
rozbawieniem, trochę z widocznym samozadowoleniem, jednak nie sięgającym
zbytniej pewności siebie.
- Podobno miałaś być tajną
bronią Polski – zaczęła powoli Wdowa, taksując rozmówczynię uważnym spojrzeniem
– a wychodzi na to, że całą wojnę przesiedziałaś w klasztorze, medytując z
mnichami.
Zabójczyni parsknęła cichym
śmiechem.
- Rzeczywiście, większość
wojny tam przesiedziałam – przyznała, jej dwubarwne tęczówki znów czujne i
ostre jak klingi sztyletów, kąciki nie uniesione nawet w cieniu poprzedniego
rozbawionego grymasu. – Moi rodacy walczyli o wolność, gdy ja musiałam uczyć
się panować nad własnymi umiejętnościami, bo nie byłam gotowa. Nawet fakt, że
uczyłam się pięciokrotnie szybciej od każdego innego adepta niewiele dawał,
musiałam zostać tak długo, aż opanowałam wszystkie techniki. Nocami nie spałam,
rozmyślając o tym, co dzieje się w Polsce – powiedziała chłodno, tylko na pozór
wyzuta z uczuć, gdy w oczach szalał sztorm.
Nie dane im było długo
oglądać tego wyrazu, zreflektowała się w ciągu sekundy, podejmując temat od
strony mniej osobistej.
- W każdym razie udało mi
się wrócić przed końcem wojny. Dokładnie w roku 1943. Pomagałam Armii Krajowej,
zabijałam kłopotliwych przywódców, czasem nawet planowałam z dowódcą różne
akcje. Zawsze byłam gotowa na każde nowe zadanie, nawet jeśli dzień wcześniej trochę
oberwałam.
- Brzmi trochę, jakbyś była
nieśmiertelna – mruknął Kapitan, mrużąc podejrzliwie oczy.
- Poniekąd jestem – stwierdziła
nieco kpiąco, uśmiechając się na swój cyniczny, pewny siebie sposób. – Serum
miało nie jedno, a kilka specyficznych celów. Pierwsza dawka w pewien sposób
odwróciła procesy zachodzące w moim ciele – niemal wyłączyła starzenie, ale
znacznie przyspieszyła inne, w tym leczenie się, nabieranie tkanki mięśniowej,
rozciąganie i inne fizyczne cechy. A to wszystko głównie dlatego, bym mogła
przetrwać kolejne dni wstrzykiwania serum i regenerowała się po nich dostatecznie
szybko. Rany goją się na mnie jak na psie, nic wielkiego. – Oparła się
wygodnie, obserwując miny Kapitana i Wdowy z dziwnym, rozbawionym błyskiem w
oczach.
W pomieszczeniu zapadła
cisza. Nikt nie wiedział, jak skomentować jej wypowiedzieć; właściwie to nikt
nie chciał w żaden sposób tego komentować.
W końcu to Fury postanowił
przerwać napiętą atmosferą, stwierdziwszy w duchu, iż taka ilość rewelacji
całkowicie starczy dwójce Mścicieli.
- Dobrze, skoro już macie
wiedzę podstawową od agentki Sinatri, teraz czas zająć się konkretami. Reszty
dowiecie się sami, jeśli zechce wam powiedzieć. Romanoff, Rogers, zostajecie,
mam dla was zadanie. Sinatri, Barnes, możecie odejść – zarządził, a kiedy Ena
skinęła i wstali, by się oddalić, rzucił jeszcze tonem przygany – tylko nie
rozwalcie mi sali treningowej.
Zabójczyni uśmiechnęła się
lekko, ale nie skomentowała, wychodząc z pomieszczenia razem z Buckym,
podążającym za nią niczym cień. Przez całą rozmowę nie odezwał się ani razu,
ani nie okazał żadnych emocji, i dopiero gdy się oddalili, zdołał mruknąć:
- I to wszystko dla
ojczyzny?
Zatrzymała się, by spojrzeć
na mężczyznę z dziwną mieszanką emocji w dwubarwnych tęczówkach.
- Nie, nie tylko dla
ojczyzny. – Uśmiechnęła się smutno, po czym znów ruszyła przed siebie. Barnes
po chwili poszedł jej śladami.
~***~
Czarna Wdowa boi się Sinatri? Dobre :P Nie przepadam za Natashą, ale ciężko uwierzyć mi w to, że drżałaby z powodu jakiejś tam kobietki skoro nie bała się ruszczyć na Wintera, Hulka czy armię robotów.
OdpowiedzUsuńNie do końca zrozumiałam po co Ena musiała tłumaczyć im działanie serum, skoro dwóch (trzech? Nie wiem jak z Wdową) na czterech słuchaczy je ma? Działanie jest zupełnie takie samo, może nawet trochę grosze, a SHIELD narobiło już chyba wystarczająco testów, by każdy agent działanie tego serum znał,
prawda? Serio pytam, bo wydało mi się to lekką stratą czasu, a jego to chyba nie mają w nadmiarze :)
„I to wszystko dla ojczyzny?” zdziwił się facet, którego najlepszy przyjaciel dzięki tajnemu eksperymentowi mającemu pomóc aliantom w wygraniu wojny urósł metr w górę i w szerz :P
- N
Coś mnie dzisiaj tknęło, by sprawdzić bloga po długim czasie i bum, rozdział jest.
N nie widzi zakładki spam, więc pochwali się tutaj blogiem Ask Bucky Barnes na winterask.blogspot.com oraz blogiem z ff winter-kills.blogspot.com
Jeśli nie masz nic przeciwko, dodaje bloga go polecanych :)
Nie koniecznie boi, ale mniej więcej wie, do czego jest zdolna i była po prostu przygotowana, by w razie czego odeprzeć atak ;p A i Wintera i Hulka się obawiała, przynajmniej dla mnie to było jasne z jej reakcji w filmach, ale jest osobą, która nie ucieka przed zagrożeniami, więc walczyła.
UsuńSerum podane Enie jest nieco inne, głównie o te zmiany szło. Wzoruję się na filmach, a w nich Wdowa chyba nie została nigdy żadnym poczęstowana - przynajmniej nie wychwyciłam, także zostaje Kapitan, no i Winter po eksperymentach. Kolejne efekty (uboczne też) tego serum jeszcze się pokażą w trakcie rozwoju opka ;) Wyjaśnienia były, żeby mieli pełny obraz, głównie też chodziło o samo przedstawienie im Eny - by sama oddała te informacje i przez to trochę ją poznali. Powiedzmy, że mieli chwilę wolnego czasu ;p
Niekoniecznie zdziwił, tego nie napisałam - zapytał, bo Sinatri nie wydawała mu się tego typu osobą, raczej nie przypomina Steve'a ;p
Bardzo miło, że sprawdziłaś i zostawiłaś komentarz, dziękuję serdecznie! Absolutnie nie mam nic przeciwko ^^ Na Twe również postaram się zajrzeć, a zakładki nie mam, bo nigdy nie myślałam, że będę potrzebować - może czas założyć ;p
Pozdrawiam!